Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/535

Ta strona została przepisana.

Przybywała niespodziewanie, ściskała dziecko, dawała nauki i rady; młoda matka zaś zachowywała się wobec niej zupełnie tak samo jak ongi Pascal, to jest poprostu obojętnie.
Zresztą Felicyta obecnie doszła już do szczytu tryumfów.
Zdołała bowiem urzeczywistnić myśl, którą oddawna pieściła i rozważyła jak najstaranniej, myśl, dzięki której w sposób trwały i czysty mogła na zawsze opromienić sławę swojej rodziny.
Myśl ta polegała na poświęceniu majątku, który dosięgną} znacznych rozmiarów, schronieniu starców; chciała je wybudować pod imieniem Schronienia Rougonów. I już kupiła grunta, część dawnego Jeu de Mail, po za miastem, tuż przy dworcu kolejowym; a właśnie dzisiejszej niedzieli, około godziny piątej, kiedy upał nieco zwolni, miano położyć kamień węgielny. Będzie to więc uroczystość okazała, uświetniona obecnością władz, babka Felicyta zaś wyrośnie na królowę, oklaskiwaną wśród napływu niezmiernego całej ludności wiejskiej.
Klotylda zresztą poczuwała się do pewnej wdzięczności dla babki.
Ta bowiem po otwarciu testamentu Pascala okazała sporo bezintesowności. Wprawdzie doktór mianował Klotyldę główną spadkobierczynią; matka jednak posiadała z urzędu prawo do czwartej części. Otóż Felicyta oświadczywszy, że szanuje święcie wolę nieboszczyka syna i zrzeka się swojej części spadku na rzecz wnuczki.
I tak chciała wydziedziczyć wszystkich swoich, pozostawiając im jedynie sławę. Ową sławę właśnie miało