pomnożyć założenie dzięki owym olbrzymim funduszom tego Schronienia, które przekazałoby nazwisko Rougonów poważanem i błogosławionem przyszłym pokoleniom. Aczkolwiek jednak w przeciągu pół wieku rozwinęła chciwość olbrzymią w gromadzeniu fortuny, teraz już gardziła pieniędzmi, ponieważ krzątania się koło celów wyższych uszlachetniło ją niepomiernie.
Klotylda zaś dzięki owej hojności wspaniałomyślnej nie potrzebowała się obawiać o przyszłość: cztery tysiące franków dochodu powinny były wystarczyć i jej i dziecięciu. Wychowa je, zrobi z niego człowieka w całem tego słowa znaczeniu.
Na imię malca również, w formie renty dożywotniej, umieściła owe pięć tysięcy franków, znalezionych w biurku; a nadto miała jeszcze Soulejadę, którą wszyscy doradzali jej sprzedać.
Bez wątpienia, podtrzymywanie owej posiadłości nie pociągało znowu za sobą takich kosztów, ależ jakie życie, samotności i smutku pełne, w owym wielkim opustoszałym domu, tak wielkim, iż się tam można było niemal zabłąkać. Ale dotychczas nie mogła jakoś zdobyć się na rozstanie z Soulejadą. I być może, że nigdy nie zdoła wykonać takiego kroku.
Ach! ta Soulejada! Tu się ogniskowała cała jej miłość, całe życie, wszystkie wspomnienia najsłodsze!
Chwilami zdawało się jej nawet, iż Pascal jeszcze żyje, ponieważ w niczem nie zmieniła życia, jakie istniało laty dawniejszemi. Sprzęty pozostawiono na tych samych miejscach, godziny zajęć zachowano niemal w takim samym porządku.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/536
Ta strona została przepisana.