Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/537

Ta strona została przepisana.

Klotylda zamknęła jedynie pokój Pascala, gdzie wchodziła ona jedna tylko jak do rodzaju jakiegoś sanktuaryum, by się wypłakać, gdy czuła, że smutek zbyt ciężko ugniata jej serce.
W pokoju zaś, gdzie się oboje kochali, w łóżku, na którem Pascal umarł, sypiała co noc, jak ongi, gdy była jeszcze młodą dziewczyną; jedna rzecz tylko tutaj przybyła: oto kołyska, którą przynosiła każdego wieczora i ustawiała przy łóżku.
A i pokój zawszę miał jeszcze ową powierzchowność łagodną, pełen był mebli starożytnych i wygodnych; obicie spłowiało skutkiem wieku obicie barwy jutrzenki. Dziecko jednakże przyczyniało się teraz niemało do odmłodzenia pokoju.
Potem, na dole, gdy przebywała tam zupełnie sama i zamyślona po każdem śniadaniu, czy obiedzie, w jadalni jasnej, słyszała niejako echo śmiechów, echo dawnego, młodzieńczego apetytu, kiedy to jadali oboje tak ochoczo i wesoło, a zarazem wypijali toasty na cześć życia.
A ogród również jak cała ogółem posiadłość przypadła jej silnie do duszy, poruszała każdą strunę jej ducha, ponieważ na każdym kroku ukazywało się jej widmo ich obojga, połączonych w uścisku obopólnym: na tarasie, w cieniu przezroczystym wielkich cyprysów stuletnich, tak często z podziwem spoglądali na dolinę Viorne’y i wzgórza spalone Świętej Marty!
Po stopniach, ułożonych z wielkich, zeschłych kamieni, obok oliwek i cienkich drzew migdałowych, ileż to razy wdrapywali się lub zeskakiwali hałaśliwie, niby żaki swawolne, uciekające ze szkoły!