owo dziecię, które swem przybyciem połączyłoby ich ponownie, gdyby śmierć nie była ich rozdzieliła.
Cofając się w ten sposób wstecz, odczuła dokładnie cały, długi proces, który się w niej odbywał.
Pascal poprostu poprawił w niej dziedziczność, to też przypominała sobie ową przemianę stopniową, która się w niej zaogniskowała w walce pomiędzy rzeczywistością i pierwiastkami chimerycznemi.
Zaczęło się to od gniewów gwałtownych, gdy była jeszcze dzieckiem, od kwasów i buntów, które wyprowadzały ją z równowagi i rodziły w niej marzenia, tudzież przywidzenia jak najgorsze.
Potem dostała dziwnych napadów dewocyi chorobliwej; ogarnęło ją jakieś pożądanie złudzeń, oraz kłamstwa, żądza szczęścia natychmiastowego, na myśl, iż niesprawiedliwości i krzywdy, ponoszone w tem złem życiu doczesnem, otrzymają nagrodę w życiu przy szlem, nagrodę w postaci wiecznych rozkoszy w raju.
W owej to właśnie epoce przypadały te utarczki z Pascalem, te burze, któremi go tak męczyła, pragnąc zabić jego genialnego ducha.
Na szczęście przecież zawróciła na owym zakręcie drogi, uznała w nim swego pana i mistrza, który ją zdobył dla siebie ową straszną lekcyą o życiu, lekcyą, daną owej nocy, burzą wstrząsanej.
Odtąd wpływ otoczenia zaczął na nią oddziaływać wszechpotężnie, przemiana poszła krokiem szybszym: ostatecznie uzyskała i równowagę duchową i stała się rozsądną i zgodziła się na takie życie, oraz istnienie ziemskie, jakiem ono jest, podczas gdy przyświecała jej
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/542
Ta strona została przepisana.