Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/549

Ta strona została przepisana.

I on sam zresztą, być może, był również marzycielem, ponieważ żywił jedno z najpiękniejszych marzeń, ową wiarę silną w świat wyższy, oraz lepszy, kiedy to wiedza uposaży człowieka we władzę niezmierną, na wszystko się zgadzać, wszystko zużytkowywać jako szczęście, wszystko wiedzieć i wszystko przewidzieć, przyrodę sprowadzić na poziom niewolnicy, żyć w spokoju inteligencyi zadowolonej.
Oczekując tego, praca, wykonywana z ochotą i uregulowana, zapewniłaby zdrowie bez wyjątku wszystkim. Być moża, iż i cierpienie będzie można z czasem również zużytkować.
I wobec owej pracy niezmiernej, wobec owej sumy żyjących, złych i dobrych, zasługujących na podziw z powodu odwagi i pilności, widziała wyłącznie ludzkość braterską, dla której żywiła pobłażanie bezgraniczne, litość nieskończoną i gorące miłosierdzie. Miłość, jak słońce, użyźnia ziemię, a dobroć jest rzeką wielką, kędy spływają razem wszystkie serca.
Klotylda szyła już zapewne ze dwie godziny, wciąż regularnym ruchem ręki, marzenia jej zaś przez ten czas się rozpierzchły. Ale też przyszyła już tasiemki do kaftaników i naznaczyła także nowe pieluszki, zakupione dnia poprzedzającego.
Ukończywszy szycie, wstała, chcąc uporządkować ową bieliznę.
Na dworzu, słońce już schylało się ku zachodowi, promienie złote wciskały się jeszcze przez szpary i szczeliny, ale były już bardzo cienkie i bardzo blade.