jącym. przeznaczonym do rozsławienia chwały rodziny i przekazania jej wiekom przyszłym, oraz przyszłym pokoleniom.
Już od tygodnia robiono przygotowania niezmierne; mówiono nawet o cebrzyku srebrnym i srebrnej kielni, któremi staruszka miała się własnoręcznie posługiwać, mimo swoich lat ośmdziesięciu, przeciwnie, nawet się niemi niepomiernie chlubiąc.
Jedna przedewszystkiem okoliczność napełniała ją dumą iście królewską. Oto cieszyła się, że zdobywała Plassans już poraz trzeci w swem życiu i to jeszcze całkowicie, niepodzielnie.
I nie mogło dziać się inaczej, skoro szło tutaj o rzecz taką, jak Schronienie.
W ten sposób bowiem zmuszała miasto całe, wszystkie trzy dzielnice, by się zgromadziły dokoła niej, jako punktu środkowego; by utworzyły je, orszak przyklaskujący i dziękczynny, by biły jej pokłony jako dobrodziejce.
W samej rzeczy umiała tak zręcznie pokierować tokiem wypadków, iż w uroczystości miał wziąć udział i komitet dam-opiekunek, wybrany z pomiędzy dam najarystokratyczniejszych dzielnicy świętego Marka, dalej delegacye stowarzyszeń robotniczych ze Starego Miasta, wreszcie wydatniejsze osobistości z nowej dzielnicy, adwokaci; notaryusze, lekarze, nie licząc tłumu, potoku ludzi, używających wywczasu niedzielnego, korzystających zatem zamienienia owej rzeczywistości w podniosłą dla siebie rozrywkę.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/551
Ta strona została przepisana.