Gdy wyprostowawszy wszystkie zagięcia, zaczęła się przyglądać owemu dokumentowi, ogarnęło ją wzruszenie niezmierne; jakieś rozrzewnienie wstrząsnęło nią całą na widok owego papieru, lat tyle wciąż przechowywanego przez mistrza i oglądanego niemal codziennie, a kiedy przeczytała notatki, ołówkiem skreślone przez Pascala na kilka minut przed śmiercią, łzy napływać jej zaczęły do oczów.
Ach z jakiem męztwem nieporównanem zapisał datę swojej śmierci! Jak silnie równocześnie słowa wzruszone i drżące, oznajmiające o narodzinach dziecięcia, odźwierciadlały jego rozpacz, iż umierać musi, jego żal za życiem!
Drzewo rosło, rozgałęziało swe konary, rozmnażało swe liście; to też Klotylda zadumała się długo, bardzo długo, przypatrując się mu z uwagą i powtarzając sobie nie raz jeden, iż całe dzieło mistrza się tam skrystalizowało, w owym wzroście i rozroście ich rodziny, uporządkowanym i popartym dokumentami.
Słyszała jeszcze echo słów, któremi objaśniał każdy wypadek dziedziczności; przypomniała sobie dokładnie jego wykłady. Nadewszystko przecież zajęły ją dzieci.
Kolega, któremu doktór posłał list aż do Noumei z prośbą o wiadomości co do dziecięcia, zrodzonego z małżeństwa Stefana na galerach, ostatecznie po długiej zwłoce odpisał; objaśnił atoli tylko co do płci dziecięcia: była to córka, jak się zdaje, zupełnie zdrowa.
Oktawiusz Mouret zaś niestety stracił swoją córeczkę, bardzo wątłą i słabowitą, podczas gdy jego synek
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/556
Ta strona została przepisana.