Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/83

Ta strona została przepisana.

Zofia ujęła obie ręce doktora, a wielkie łzy zaświeciły w jej oczach. Wzruszenie pozwoliło jej wy bąkać zaledwie:
— Och! panie Pascalu!
Jak go tutaj kochano! Klotylda czuła, że z każdą chwilą, mimo wszelkie nieporozumienia, musi uwielbiać go coraz bardziej. Zostali tam tak przez chwilę w miłym cieniu dębów zielonych, gawędząc ochoczo bez przestanku. Potem zawrócili ponownie do Plassans, mając wstąpić jeszcze do jednego chorego.
Zatrzymali się na zbiegu dwóch dróg, przy lichej szynkowni, zupełnie okrytej kurzem, naniesionym z szosy. Na przeciwko postawiono młyn parowy, zużywając ku temu celowi dawne budynki Parodou, włości założonej w stuleciu ubiegłem.
To też szynkarz Lafouasse dzięki temu robił wcale niezłe interesy, już to sprzedając produkta robotnikom z młyna, już to kupcząc z wieśniakami, którzy przynosili mu zboże. W niedzielę zyskiwał jeszcze jedną garstkę klientów, a mianowicie kilkunastu mieszkańców z Artaud, sąsiedniej wioszczyny. Lecz na nieszczęście nie cieszył się zdrowiem; postękiwał od lat trzech i ledwie włóczył nogami, skarżąc się na reumatyzm; doktór atoli rozpoznał ostatecznie w owych cierpieniach początki paraliżu. Mimo to Lafouasse nie chciał brać służącej i uporczywie sam posługiwał gościom, podczas chodzenia przytrzymując się krzeseł. Lecz i on także, gdy doktór zastrzyknął mu ową substancyę nerwową, stanął prosto na nogach, stanąwszy zaś, rozgłaszał w około, że jest zupełnie zdrów dzięki Pascalowi.