Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/85

Ta strona została przepisana.

Na kilka jednak minut przedtem, siedząc na ławce kamiennej, przypomniała sobie niby we śnie dziwną opowieść. Wskrzesił tę ostatnią w jej pamięci ów młyn parowy. Czyż to właśnie nie tutaj, wpośród owych budynków, dzisiaj uczernionych węglem, a zarazem ubielonych mąką, rozegrał się ongi dramat pełen namiętności? I powoli ta historya żywo stawała przed jej oczyma, szczegóły, opowiedziane przez Martynę, napomknienia rzucone niekiedy przez samego doktora, słowem cała przygoda miłosna i tragiczna zarazem jej krewniaka, księdza Sergiusza Moureta, niegdyś proboszcza w Artaud z tą cudowną dziewicą, odsuniętą od ludzi i namiętną, zamieszkującą Paradou.
Kroczyli teraz ponownie drogą; Klotylda raptem zatrzymała się i zagadnęła, wskazując ręką na obszerną, ponurą płaszczyznę, pełną zagonów ściernią okrytych, gruntów równych, pól jeszcze nieuprzątniętych:
— Mistrzu, czy to właśnie nie tutaj rozciągał się ongi wielki ogród? Boć opowiadałeś mi przecież ową historyą?
Pascal, rozweselony tym dniem tak dla niego radosnym, zadrżał nagle, uśmiechając się przytem z jakąś czułością nieskończenie smutną.
— Tak, tak, to tutaj był Paradou, olbrzymi ogród, lasy, łąki, sady, tarasy, fontany, strumyki wreszcie, które wpadały do Viorne’y... Ogród, zaniedbany już od wieku; ogród zaczarowanej księżniczki, gdzie przyroda zapanowała niepodzielnie... I, jak sama widzisz, wycięto go, zniszczono, zrównano wszystko z ziemią, aby podzielić na parcele i rozprzedać na licytacyi. Nawet źró-