Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/88

Ta strona została przepisana.

I mówił w dalszym ciągu, wywłócząc okrutne strony bytu, oraz ludzkości godnej pożałowania, a ponurej; ani na chwilę przecież nie opuścił go uśmiech wesoły. Kochał bowiem życie; wykazywał tedy z męstwem spokojnem tryumfy bezustanne tego ostatniego, mimo wszystko zło, które mogły one kryć w zanadrzu, mimo wszystek popłoch, jaki mogły one siać dokoła.
Trudno mówić o pięknem życiu, aby było ono okropnem; przeciwnie musi być wielkiem i dobrem, skoro w całej przyrodzie widnieje taka gwałtowna chęć do życia; ta chęć widocznie musi być bez wątpienia celem samym, pracą nieświadomie przez przyrodę spełnianą. Prawda, że on sam był uczonym, był niemal jasnowidzącym, to też wcale nie utrzymywał, jakoby ludzkość, tudzież jej pożycie na ziemi było sielanką uroczą wśród natury o jagnięcem zabarwieniu; przeciwnie dostrzegał wybornie wszelkie zło i wszelkie wady, wyciągał je zewsząd, nagromadzał i klasyfikował od lat trzydziestu, to też jego zamiłowanie do życia, tudzież jego uwielbianie sił życia wystarczały zupełnie do podtrzymywania w nim ciągłej radości, skąd tryskały zupełnie zrozumiale jego miłość bliźnich, czułość braterska, sympatya wreszcie, którą można było łatwo dostrzedz pod powłoką szorstkości krytycznej, tudzież zapalczywego i bezgranicznego poświęcenia się wiedzy.
— Ba! — wywnioskował, po raz ostatni jeszcze obracając się ku pustym i posępnym polom. — Paradou zniknął; zniszczono go, ścięto, wyorano, shańbiono! Lecz i cóż to szkodzi! Zasadzono winorośl, wyrosło zboże, całe szeregi nowych zbiorów; i znowu ludzie kochają się