Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/94

Ta strona została przepisana.

lata później, Justynę poślubił rymarz z przedmieścia, Anzelm Thomas, dobry rzemieślnik i bardzo rozsądny chłopak. Zachęciła go do tego kroku owa renta. Justyna zresztą, od chwili urodzenia się Karolka żyła jak najprzykładniej, utyła i pozbyła się kaszlu, — dziedzicznego spadku po rodzicach pijakach, spadku, mogącego wyrodzić się w następstwa bardzo niedobre. Dwoje dzieci następnych, spłodzonych przez męża, chłopiec dziesięcioletni i mała, siedmioletnia dziewczynka, oboje tłuści i czerwoni, cieszyło się zdrowiem wyśmienitem; byłaby tedy ona kobietą bardzo poważaną i najszczęśliwszą, gdyby nie troski i nieporozumienia małżeńskie, wywoływane z powodu Karolka Tomasz, jakkolwiek brał rentę, nienawidził cudzego dziecka i bił je, nad czem znowu bolała matka, bardzo nadto dobra i cicha żona. Zresztą, ponieważ bardzo go kochała, oddałaby go jak najchętniej celem zapewnienia mu bytu rodzinie męża.
Karolek, mając lat piętnaście, wyglądał na malca zaledwie dwunastoletniego; umysł jego nie rozwijał się zupełnie i pozostał na poziomie niedorzecznym dziecka lat pięciu. Zdumiewająco podobny do swej praprababki, ciotki Didy, obłąkanej z Tulettes, był wiotki, delikatny i zgrabny, podobny do jednego z owych królewiczów anemicznych, na których kończy się ród cały, o włosach długich, a białych, lekkich i miękich niby z jedwabiu. Jego wielkie, jasne oczy były nieruchome i bezmyślne; jego piękność niepokojąca miała na sobie cień śmierci. I nie znalazłbyś tam ani mózgu ani serca; był to tylko mały piesek rozwiązły, który ocierał się o ludzi celem odbierania pieszczot. Jego prababka Felicyta, ujęta tą