naprzeciw sklepu z obrazami, wciśnionego między fryzyera i flaczarza. Najpierwej ojciec zrobił z niego rysownika ornamentów, do swego osobistego użytku. Potem, kiedy chłopak zdradził wyższe aspiracye, począł coś mówić o szkole, przyszło do kłótni, do policzków, do całego szeregu gniewów i pojednań. Dziś nawet jeszcze, jakkolwiek Henryk odniósł już pierwsze sukcesa, fabrykant odlewów cynkowych, pogodziwszy się z tem, że mu całą pozostawić musi swobodę, obchodził się z nim surowo, uważając za chłopca, który zmarnował sobie życie.
Otrzepawszy się, Klaudyusz wszedł w bramę domu, głębokie sklepienie, rozwarte na podwórze, gdzie światło dzienne wydawało się zielonawem a przejmowała mdła i stęchła woń studzienna. Schody szły pod markizą na zewnątrz domu, szerokie schody o starej poręczy, nawpół przez rdzę strawionej. I malarz, przechodząc przed magazynami pierwszego piętra, spostrzegł przez oszklone drzwi pana Fagerolles, robiącego przegląd swoich modeli. Wtedy, chcąc się okazać uprzejmym, wszedł mimo wstrętu artysty dla całego tego cynku, przypstrzonego na bronz, dla całej tej ładnej ohydy, kłamliwej imitacyi.
— Dzień dobry panu... Czy zastałem jeszcze Henryka?
Fabrykant, gruby człowiek, blady, podniósł się z pośród swoich wazonów i statuetek. W ręka trzymał nowy model termometru, kuglarkę, co
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/100
Ta strona została przepisana.