dzi do mnie i mówi: „te dwa uda nie są dość prostopadłe“. Wtedy mówię mu: „Zobacz pan sam, że takie ma właśnie“. Była to ta mała Flora Beauchamp, wiesz. A on mi powiada rozwścieczony: „Jeżeli tak ma, to błędne“.
Zaczęto się kłaść ze śmiechu, zwłaszcza Klaudyusz, któremu Fagerolles opowiadał tę historyjkę, aby mu się przypodobać. Od pewnego czasu ulegał on jego wpływowi, zachowując wszakże wrodzoną łatwość w wykonaniu; a jakkolwiek malował mimowoli ze zręcznością eskamotera, mówił wyłącznie tylko o malowaniu podstawnem, o nakładaniu mocnem farb, o wyłącznem naśladownictwie natury, chwytanej żywcem na płótno, pełnej ruchu, takiej, jaką była rzeczywiście; co nie przeszkadzało mu znów gdzieindziej wyśmiewać hołdowników szkoły „wolnego nieba“, których oskarżał o to, że zamazywali swe studya warząchwią.
Dubuche, który się nie śmiał, urażony w swej uczciwości, ośmielił się odpowiedzieć:
— Dla czegóż więc zostajesz w szkole, jeśli uważasz, że cię tam ogłupiają? To wielce proste, odchodzi się... O! ja wiem, że wyście wszyscy przeciw mnie, dla tego, że ja bronię szkoły. Widzicie, moje zdanie jest takiem, że kiedy kto chce się jąć jakiegoś rzemiosła, nieźle jest, by się go naprzód nauczył.
Podniosły się dzikie krzyki i trzeba było całej
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/134
Ta strona została przepisana.