Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/144

Ta strona została przepisana.

pnia, że koniecznie potrzebował pośrednika w nabyciu dzieła sztuki w tym celu, aby otrzymać rabat. Ta kwestya chleba rozjątrzyła ich jeszcze więcej. Klaudyusz okazywał szlachetną pogardę: było się okradanym, no i cóż! Co to szkodzi, skoro się tylko stworzyło arcydzieło, to choćby nie mieć nic nad wodę do picia i to już dobrze. Jory, zdradziwszy się znowu z swemi niskiemi pragnieniami zysku, wywołał powszechne oburzenie. Za drzwi z dziennikarzem! Stawiano mu surowe zapytania: czy sprzedałby swoje pióro? Czy nie odciąłby sobie raczej ręki, niżby napisał rzecz przeciwną swemu przekonaniu? Zresztą nie słuchano jego odpowiedzi, gorączka wzrastała coraz bardziej, był to teraz piękny ów szał lat dwudziestu, ta pogarda całego świata, jedyna namiętność stworzenia „dzieła“, wyswobodzonego ze wszystkich niedokładności ludzkich, przyświecającego jak słońce. Jakież pragnienie! zaginąć, spłonąć na stosie, któryby rozpalili sami!
Bongrand dotąd nieruchomy, poruszył się nagle z wyrazem cierpienia wobec tej ufności nieograniczonej, tej hałaśliwej radości ataku. Zapomniał stu płócien, które zrobiły go sławnym a myślał tylko o porodzie nowego dzieła, którego szkic pozostawił był właśnie na swych sztalugach. I wyjmując z ust fajeczkę, wyszeptał z oczyma wilgotnemi rozczuleniem:
— O! młodość, młodość! O drugiej po północy Sandoz, który dokazy-