Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/16

Ta strona została przepisana.

żyć?... I nie udawaj spłoszonej, to niepotrzebne. Ja będę spał na sofie.
Podszedł do niej z miną groźną. Przerażona, sądząc, że ją chce bić może, zdjęła co prędzej, drżąc cała, kapelusz. Na ziemi suknie jej znaczyły długi ślad wody. On wciąż gderał. Ńakoniec, snać jakiś skrupuł wziął górę, to też w rodzaju koncesyi, dodał nagle:
— No wiesz, jeżeli się brzydzisz mną, chętnie zmienię prześcieradła.
I już zrywał je z łóżka i rzucał na sofę w drugi koniec pracowni. Potem wyjął świeżą bieliznę z szafy i powlekał pościel ze zręcznością kawalera nawykłego do, tych zajęć. Starannie obtykał prześcieradła i kołdrę od strony muru, strzepywał poduszkę, odkładał prześcieradła.
— Gotowe już, teraz lulu!
A kiedy nie mówiła nic, wciąż nieporuszona, przesuwając niepewnemi palcami po staniku i nie mogąc się zdecydować na odpięcie go, zasunął ją parawanem. Mój Boże! co za wstydliwość! Szybko położył się sam, rozpostarłszy na sofie prześcieradła, zawiesiwszy ubranie na starych stalugach, wyciągnął się zaraz. Ale w chwili zdmuchnięcia świecy, pomyślał, że może jej być ciemno do rozebrania, poczekał. Naprzód nic nie słyszał, by się poruszała, z pewnością pozostała wyprostowana na tem samem miejscu, oparta o żelazne łóżko. Potem, teraz, pochwycił jakiś szelest ubrania, ruch powolny i zciszony, jak