Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/161

Ta strona została przepisana.

ją bardzo lubiła, sama ją odwróciła od tego zamiaru, postarawszy jej się o to miejsce u pani Vanzade. Dziwiło ją to jednak, jakim sposobem matka od świętych aniołów czytała tak jasno w jej sercu? Bo odkąd zamieszkiwała w Paryżu, rzeczywiście popadła w kompletny indyferentyzm religijny.
Kiedy wyczerpane były wreszcie wspomnienia z Clermont, chciał się dowiedzieć Klaudyusz jakiem było jej życie u pani Vanzade i co tydzień w tej mierze nowe mu podawała szczegóły. W małym pałacyku na Passy, cichym i zamkniętym, życie szło z regularnością staroświeckich zegarów domu. Dwoje służących odwiecznych, kucharka i lokaj, od lat czterdziestu służących w rodzinie, sami jedni tylko przechodzili obszerne puste pokoje, bez szelestu, w pantoflach, krokiem widm. Zaledwie od czasu do czasu pojawiała się wizyta, jakiś generał osiemdziesięcioletni, tak wysuszony, że nie mógł chyba zaciężyć nawet na dywanie. Był to dom cieniów, słońce zamierało tam, w blask nocnych lampek zamienione, poprzez szczeble żaluzyj. Odkąd pani sparaliżowana została do kolan i ociemniała, nie mogła już opuszczać pokoju i nie znała też innej przyjemności nad tę, że kazała sobie czytywać książki pobożne bez końca. A! te nieskończone czytania, jakże one ciężyły nieraz młodej dziewczynie! Gdyby umiała tylko jakie rzemiosło, z jakąż radością krajałaby suknie, robiła kapelusze, wyciskała