Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/162

Ta strona została przepisana.

żelazki m listki kwiatów! Powiedzieć, że była niezdolną, do niczego, że uczyła się wszystkiego i że nie było w niej nic nad materyał na płatną dziewczynę, wpół-służącą! A potem to mieszkanie szczelnie zamknięte, surowe, w którem chuć było śmierć, szkodziło jej na zdrowiu; doznawała takich odurzeń jak za czasów dzieciństwa, kiedy się chciała zmusić do pracy, aby zrobić przyjemność matce; bunt jakiś krwi ją podnosił, byłaby czasem chciała krzyczeć, skakać, upojona potrzebą życia. Ale pani obchodziła się z nią tak łagodnie, wysyłała ją ze swego pokoju, nakazując długie przechadzki, że czuła wyrzut sumienia, ilekroć po powrocie z quai Bourbon trzeba jej było kłamać, mówić o lasku Bulońskim, wymyślać jakąś ceremonię w kościele, gdzie teraz nie postała nawet nigdy jej noga. Codzień zdało się, pani nabierała do niej większego przywiązania; coraz to nowe sypały się prezenta, to suknia jedwabna, to zegarek antyk, aż do bielizny; i ona również bardzo kochała panią, rozpłakała się któregoś dnia kiedy ta nazwała ją córką, poprzysięgała sobie, że ją nie opuści już nigdy, z sercem pełnem litości dla niej, kiedy ją widziała tak starą i tak zniedołężniałą.
— Ba! rzekł któregoś dnia Klaudyusz, wynagrodzi też panią, zostaniesz pani jej dziedziczką.
Krystyna zastanowiła się zmięszana.
— O! co pan myślisz?... Powiadają, że ona ma