Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/164

Ta strona została przepisana.

rozmawiali z sobą swobodnie, wesoło, sprzeczali się czasami, jak dwu przyjaciół pewnych, że nie dojdzie nigdy między nimi do gniewu. Tylko ta przyjaźń stawała się tak żywą, że odtąd już nie mogli żyć jedno bez drugiego.
Skoro weszła Krystyna, Klaudyusz zamykał drzwi na klucz i wyjmował go z zamku. Ona sama tego żądała: tym sposobem nikt już nie przyjdzie im przeszkadzać. Po kilku wizytach objęła w posiadanie całą pracownię, była tu jak u siebie. Dręczyła ją myśl, by tu cokolwiek zaprowadzić porządku, bo doznawała jakiegoś nerwowego rozstroju pośród tego zaniedbania; ale nie była to łatwa robota, malarz zabraniał pani Józefowej zamiatać, z obawy, by pył nie przysypał farb, świeżych jeszcze na obrazach i z początku, kiedy przyjaciółka jego zabierała się do uporządkowania, śledził ją niespokojnem i błagalnem spojrzeniem. Na co się zdało ustawiać rzeczy w inne miejsca? alboż nie lepiej było mieć je pod ręką? Okazywała wszakże upór tak wesoły, wydawała się tak szczęśliwą tą zabawką w gospodynię, że w końcu pozostawił jej już zupełną w tej mierze swobodę. Teraz, zaledwie przybyła, zdejmowała rękawiczki, spinała sukienkę, aby jej nie zbrudzić, odsuwała zaraz wszystkie sprzęty i uprzątała obszerny pokój w kilku minutach. Przed piecem nie było już kupy nagromadzonego popiołu; parawan przysłaniał łóżko i umywalkę; sofa była zczyszczona szczotką, szafa wytarta i połyskują-