odedrzwi. Ale kiedy przyspieszali kroku wdłuż nieskończonego szeregu biustów, poznali Bongranda, który sam zupełnie, obchodził zwolna, figurę leżącą., kolosalną i atletycznych kształtów, która znajdowała się w pośrodku alei. Z rękoma założonemi w tył, zamyślony, pochylał chwilami twarz swą zmęczoną ku gipsowi.
— A! to wy! — zawołał, kiedy wyciągnęli doń ręce. — Ja tu właśnie przypatrywałem się rzeźbie naszego przyjaciela Mahoudeau, którą przynajmniej mieli dość rozumu przyjąć i dobrze ustawić...
I przerywając sobie:
— Przychodzicie z góry? — zapytał.
— Nie, przyszliśmy dopiero, — odrzekł Klaudyusz.
Wówczas nadzwyczaj gorąco począł mówić o salonie Odrzuconych. On, acz sam należał do Instytutu, żył jednak zdala od swych kolegów i bawiła go niesłychanie cała ta sprawa wiekuista: niezadowolnienie malarzy, kampania podjęta i prowadzona przez małe dzienniczki jak „Bęben“, protesty, reklamacye bezustanne, które nakoniec zaniepokoiły cesarza i ten zamach stanu artystyczny tego milczącego marzyciela, bo krok przedsięwzięty wyszedł wyłącznie od niego; i wrzawa wszystkich, co potracili głowy, na skutek tego kamienia, który padł w żab kałużę.
— Nie — ciągnął dalej — niemacie pojęcia o tem oburzeniu, które panuje pośród członków komisyi
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/198
Ta strona została przepisana.