przyjaciół zbliżał się do nich. z gorączkowo drżącemi rękami i wskazując im rzeźbiarza ruchem nerwowym brody, rzekł:
— Otóż zuch, któremu zazdroszczę! Wierzyć zawsze, że się tworzy arcydzieła!
Winszował Mahoudeau’owi powodzenia jego „Robotnicy“, okazując się, jak zwykle, w obec wszystkich, po ojcowsku życzliwym, z tą wielką dobrodusznością i względnością starego, spokojnego, udekorowanego romantyka. Potem zwracając się do Klaudyusza:
— A cóż! co ci mówiłem? Widziałeś tam na górze... Uznanym już jesteś za przywódzcę szkoły.
— Tak jest! — odpowiedział Klaudyusz — wyznaczają mi tam stanowisko... Pan jesteś mistrzem nas wszystkich.
Bongrand ruchem ręki zdradził nieokreśloną jakąś przykrość i salwował się, mówiąc:
— Dajże pokój! Nie jestem nawet dla siebie mistrzem.
Przez chwilę jeszcze cała gromadka błąkała się po ogrodzie. Powrócono obejrzeć raz jeszcze „Robotnicę od winobrania“, kiedy Jory spostrzegł nagle, że Gagnière nie prowadzi już Irmy Bécot pod rękę. Ten ostatni zauważył to wówczas dopiero i zdziwił się niemało: gdzież u dyabła mógł ją zgubić? Ale kiedy Fagerolles oznajmił mu, że w tłumie znalazła dwóoh jakichś znajomych sobie panów i poszła z nimi, uspokoił
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/225
Ta strona została przepisana.