Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/239

Ta strona została przepisana.
VI.

Wieczorem, kiedy ją trzymał jeszcze w swych objęciach, powiedział jej:
— Zostań!
Ale ona uwolniła się z jego uścisku siłą.
— Nie mogę, trzeba mi wracać do domu.
— A więc jutro... Proszę cię, przyjdź jutro.
— Jutro, nie, to niepodobna... Do widzenia niezadługo!
A nazajutrz od siódmej już była tutaj, zarumieniona kłamstwem, które popełnić musiała w obec pani Vanzade; wymyśliła jakąś przyjaciółkę z Clermont, po którą trzeba jej było iść na dworzec kolei i z którą miała przepędzić dzień cały.
Klaudyusz zachwycony, że ją będzie mógł mieć przez dzień cały, chciał ją wywieść na wieś, party potrzebą wyłącznego tylko posiadania jej, gdzieś daleko, w jasnem słońcu. Ucieszył ją ten projekt, wyjechali jak dwoje szaleńców, przybyli na dworzec Saint-Lazare w sam czas właśnie, by wskoczyć jeszcze w pociąg idący do Hawru. Znał on w tej stronie, po za Mantes, małą wio-