Nigdy nie pomyślałam o tem, przysięgam ci. A! niech ona zatrzyma sobie wszystko, bylebym ja była wolną!... Mnie nie zależy na niczem, ani na nikim, nie mam krewnych, czyż mi nie wolno czynić co zechcę? Nie żądam abyś się ze mną ożenił, chcę tylko żyć z tobą...
Potem, w ostatnim wybuchu płaczu, dodała udręczona:
— A! ty masz słuszność, nie godzi się opuszczać tej biednej kobiety! A! gardzę sama sobą, chciałabym mieć dosyć siły... Ale zanadto cię kocham, zabardzo cierpię i nie mogę przecież umierać z tego.
— Zostań! zostań! — zawołał. — I niechaj raczej umierają inni, dla nas istniejemy tylko my dwoje!
Posadził ją u siebie na kolanach, oboje płakali i śmiali się naprzemiany, poprzysięgając sobie wśród pocałunków, że nie opuszczą się już wzajem nigdy, nigdy.
Było to istne szaleństwo. Krystyna opuściła bez powodu, nagle, grubiańsko niemal, panią Vanzade, posyłając tylko nazajutrz po swoje rzeczy. Natychmiast przyszedł im na myśl stary, opustoszały dom w Bonnecourt, olbrzymie krzewy różane, wielkie jego pokoje. Ah! wyjechać, wyjechać, nie tracąc i godziny, żyć gdzieś na kraju świata, w pośród rozkoszy pierwszych chwil ich związku! Ona uszczęśliwiona, klaskała w dłonie. On, dotknięty boleśnie, zraniony
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/246
Ta strona została przepisana.