Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/255

Ta strona została przepisana.

rywki, wizyty, którą pragnęliby oddać lub przyjąć. Godziny, których nie spędzała obok niego, zawieszona na jego szyi, obracała na gwarne gospodarskie zajęcia, przewracając dom cały do góry nogami, na wielkich porządkach, których miała dokonywać Mela pod jej okiem, nawiedzana zachciankami energii i działalności, które ujawniały się czasami aż w osobistem szorowaniu trzech rondlów w kuchni. Ale przedewszystkiem już zajmował ją ogród: zbierała całe żniwa róż z olbrzymich różanych krzewów, uzbrojona ogrodniczym nożem, choć ciernie rozdzierały jej ręce; nabawiła się bólu w krzyżu, chcąc zrywać brzoskwinie, których zbiór cały sprzedała za dwieście franków anglikom, przybywającym tu co roku i pyszniła się tem wielce, marzyła o tem, by żyć z dochodów, któreby im ogród przynosił, Jego mniej zajmowało ogrodnictwo. Postawił sobie sofę w wielkiej sali, zamienionej na pracownię, kładł się na niej, aby patrzeć na nią, jak sieje i sadzi przez otwarte okno. Był to spokój zupełny, pewność, że ich nie może zejść nikt, że im nie przeszkodzi żaden dźwięk dzwonka u drzwi, w żadnej dnia porze. Posuwali oni tę obawę zewnętrznego świata do tego stopnia, że unikali przechodzić nawet koło oberży Faucheura, w bezustannym strachu, że wpaść mogą na całą czeredę dawnych jego towarzyszy, przybyłych z Paryża. Przez całe lato żywa dusza nie pojawiła