zmienił zupełnie ich życie: Krystyna była brzemienną i spostrzegła się dopiero w piątym miesiącu, pełna beztroski i oddana tylko swojej miłości. Naprzód dla niej, jak dla niego, było to najwyższem zdumieniem; nigdy nie przyszło im na myśl, aby coś podobnego stać się mogło. Potem zaczęli mówić o tem, bez radości przecież; on zaniepokojony tą małą istotą, co miała stanąć między niemi, ona, przejęta trwogą, której sobie nie umiała wytłumaczyć, jak gdyby lękała się, by ten wypadek nie stał się końcem wielkiej ich miłości. Długo płakała na jego szyi i daremnie starał się ją uspokoić, sam przejęty tymże samym smutkiem bez nazwy. Później, kiedy się już oswoili z tą myślą, rozrzewnili się dla tego maleństwa, któremu dali życie mimo swej woli w ów dzień tragiczny, kiedy oddała się jemu, we łzach, pośród zmroku, co zalewał pracownię: daty zgadzały się, byłoby to więc dziecię cierpienia i litości, spoliczkowane w dniu poczęcia już bezmózgim śmiechem czerni. I odtąd też ponieważ złymi nie byli, oczekiwali go już, życzyli go sobie nawet, zajmując się niem naprzód i przysposabiając wszystko na jego przybycie.
Zimą nastały chłody okropne. Krystynę silny katar zatrzymywał w domu, źle zaopatrzonym, którego nie sposób było dogrzać. Ciąża powodowała u niej częste słabości, siadała skulona przed ogniem, zmuszoną była gniewać się, ilekroć
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/259
Ta strona została przepisana.