Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/262

Ta strona została przepisana.

jak rzucić się na szyję drogiego swojego skarbu: tam była jej ucieczka, ta pierś mężczyzny, którego kochała, jedyne źródło zapomnienia i szczęścia. Była kochanką i tylko kochanką, sto razy oddałaby syna za małżonka, przyjmując go jedynie dlatego, że pochodził od niego. Ogarnęła ją nawet gorętsza jeszcze namiętność po rozwiązaniu, krew z większą jeszcze siłą domagała się praw swoich, odkąd poczuła się znów wolną, odkąd powróciła do dawnych kształtów ciała i piękność jej odkwitła. Nigdy namiętne jej ciało nie oddawało się takim dreszczom żądzy.
Była to jednak epoka, w której Klaudyusz zabrał się nieco do malowania. Zima kończyła się, nie wiedział na co użyć wesołych słonecznych poranków, odkąd Krystyna nie mogła wychodzić przed południem z powodu Jakuba, malca, którego nazwali tem imieniem macierzystego dziadka, zaniedbawszy zresztą kazać go ochrzcić. Pracował z początku w ogrodzie z nudów, zdjął na prędce rysunek z alei brzoskwiniowych drzew, naszkicował olbrzymie różane krzewy, ułożył natury martwe, cztery jabłka i butelka na serwecie. Robił to dla rozerwania się. Potem zapalił się do pomysłu malowania ubranej postaci na słońcu i odtąd Krystyna stała się jego ofiarą, zresztą wielce powolną jego zachceniom, dobrowolnie im się poddającą szczęśliwa w swej miłości, że może mu zrobić przyjemność, nie pojmując jeszcze, jaką sobie straszną gotuje rywal-