Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/266

Ta strona została przepisana.

się, potępiając rzeczywistość; nie mogło być niebieskich drzew w naturze.
Seryo mówiła już tylko odtąd o studyach, które rozwiesił na ścianach sali. Sztuka wchodziła napowrót w ich życie, a ona często zamyślała się nad tem głęboko. Widząc go nieraz jak wychodzi z swym workiem i parasolem, czasami nagłym wybuchem rzucała mu się na szyję:
— Kochasz mnie, powiedz?
— Jakaś ty zabawna! zkądże chciałabyś, abym cię nie kochał?
— A więc uściskaj mnie tak jak mnie kochasz, silnie, bardzo silnie!
Potem odprowadzając go aż do drogi:
— A pracuj mi, wiesz, że ja ci nigdy nie przeszkadzałam w pracy,.. Idź, idź, ja jestem zadowolona kiedy pracujesz.
Zdawało się, że jakiś głuchy niepokój począł ogarniać Klaudyusza, kiedy jesień tego drugiego roku strąciła z drzew liście i przyniosła z sobą pierwsze zimna. Pora wówczas była okropna, dwa tygodnie strumieniami lejącego deszczu zatrzymywały go bezczynnie w domu; potem nastały mgły, które co chwila przeszkadzały mu w posiedzeniach. Siedział ponury przed ogniem, nie mówił nigdy o Paryżu, ale miasto stawało przed nim widocznie na horyzoncie, ze swym obecnym zimowym pozorem, ze swym gazem przyświecającym już od piątej, swemi zebraniami przyjaciół, prześcigających się i podniecających wzajem,