Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/269

Ta strona została przepisana.

stu za najemnego robotnika. Jaką tu obrać drogę? gdzie znaleźć najkrótszą? Opuści Szkołę, będzie miał silne poparcie w swoim szefie, wpływowym Dequersonnièrze, który go lubił za uległość i pilność okazywaną. Tylko ileż to jeszcze czeka go mozołów, ile nieznanych rzeczy stoi przed nim! I uskarżał się z goryczą na te Szkoły rządowe, gdzie się nabiega człowiek przez lat tyle a które w końcu jeszcze nie zapewniają jakiejkolwiek choćby pozycyi tym wszystkim, co z nich wychodzą.
Nagle zatrzymał się w pośrodku ścieżki. Płoty bzowe otwierały się na szeroki trawnik i Richaudière ukazało się w pośród drzew rozłożystych.
— A! to prawda — zawołał Klaudyusz — niezrozumiałem zrazu... Ty tam idziesz do tej budy. A! bałwany, jakie też mają wstrętne głowy!
Dubuche, dotknięty tym okrzykiem artysty, zaprotestował z wielce poważną miną.
— To nie przeszkadza zupełnie, by pan Margaillan, choć ci się wydaje tak ograniczonym, nie był dyabelnie dumnym w swojem kole. Trzeba go widzieć, kiedy jest przy swoich fabrykach, pośród swych budowli, ruchliwy, czynny bajecznie a przytem co za zdumiewający zmysł administracyjny, węch niesłychany w wyszukiwaniu ulic, które zabudować należy i wynalezieniu materyału do korzystnego zakupna. Zresztą nie nabywa się milionów jeśli się niema głowy na kar-