Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/294

Ta strona została przepisana.

twa, w koszulach oboje, jak się raczyli słoikiem konfitur! Mniejsza o to, że ją zastał bez spódnicy, z tego on sobie drwi, tylko już ów słój konfitur był zbyteczny: Nie! nigdy nie przebaczy, aby sobie kto kupował słodycze pokryjomu, kiedy on je chleb suchy! Cóż u dyabła! robi się z tem jak się czyni, gdy chodzi o kobietę: dzieli się!
I było już blisko trzy miesiące jak ta uraza trwała, niezmniejszona, bez wszelkiego wyjaśnienia. Życie tak zorganizowało się, wzajemne nieodzowne stosunki zredukowali do krótkich frazesów, pisanych węglem wzdłuż ścian. Zresztą jak pierwej, mieli tę samą kobietę, jak mieli jedno tylko dla obu łóżko. Zawarłszy milczący układ o godziny każdego z nich, jeden wychodził kiedy kolej przychodziła na drugiego. Mój Boże! alboż to potrzeba mówić wiele i bez tego można się porozumieć wybornie.
Mahoudeau jednak, który dołożył do pieca węgli, rad był, że może sobie ulżyć nieco wypowiedzeniem wszystkiego, co mu się uzbierało i ciężyło na sercu.
— No słuchaj! wierz mi lub nie wierz, jeśli chcesz, ale kiedy się zdycha z głodu, to sprawia pewną przyjemność gdy się nie potrzebuje nigdy mówić do siebie. Tak, człowiek bydlęcieje jakoś w tej wiecznej ciszy, jest to pewien rodzaj odrętwienia, zasklepienia w sobie, które uspakaja ból w żołądku... A! ten Chaine, nie masz pojęcia co to za dziwna chłopska natura! Kiedy zjadł już wszys-