tydzień, a które toną potem w wiekuistem zapomnieniu!
— Wytaczasz pan tu zatem proces prasie informacyjnej — oświadczył Jory, który poszedł rozsiąść się na otomanie i zapalił nowe cygaro. Dużo dałoby się powiedzieć tu za i przeciw, ale co pan chcesz, trzeba iść ze swoim czasem na równi!
Bongrand wstrząsnął głową i odpowiedział z serdecznym śmiechem:
— Nie! nie! nie sfabrykujesz dziś najlichszego bohomazu, żebyś nie został zaraz młodym mistrzem... Mnie, bo widzicie, okrutnie bawią ci wasi młodzi mistrze!
Ale jak gdyby asocyacya pojęć wywołała w nim myśl inną, uspokoił się, zwrócił się do Klaudyusza i spytał:
— A propos, a Fagerolles, czyś widział jego obraz?
— Tak — odpowiedział po prostu młody malarz.
Obadwaj patrzyli na siebie i uśmiech niepokonany prześliznął się po ich ustach i Bongrand dodał wreszcie:
— Ot taki, co cię obrabował!
Jory zakłopotany, spuścił oczy, zadając sobie pytanie, czy mu należy bronić Fagerolla. Widocznie uznał to za korzystne dla siebie, bo począł chwalić obraz, ową artystkę w loży, której litografowana reprodukcya miała podówczas
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/318
Ta strona została przepisana.