Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/319

Ta strona została przepisana.

wielkie powodzenie w wystawach kupców. Alboż przedmiot nie był nowoczesnym? czyż to nie było ładnie malowane, w jasnym tonie nowej szkoły? Może być, że możnaby żądać nieco, więcej siły; ale trzebaż każdemu pozostawić właściwość jego natury, wszakże i to rzeczy nie do pogardzenia: wdzięk i pewna odrębność?
Pochylony nad płótnem, Bongrand, który zazwyczaj, ilekroć była tylko mowa o młodych, wy powiadał jedynie ojcowskie pochwały,, drżał cały i widocznem było, że zadawał sobie gwałt tylko, aby nie wybuchnąć. Ale wybuch nastąpił mimo jego woli.
— Daszże nam pokój, co! z twoim Fagerollem! Czy sądzisz, żeśmy głupsi niż się wydajem!... Widzisz tu obecnego wielkiego malarza. Tak, tego młodzieńca, tu przed sobą! A więc słuchaj! cała ta sztuka polega na tem, że jemu skradło się oryginalność i przystosowało do rzadkiego sosu Szkoły Sztuk Pięknych. Pysznie! bierze się przedmiot współczesny, maluje się jasno, ale zachowuje rysunek banalny a poprawny, kompozycyę przyjemną, pospolicie używaną, wreszcie formułkę, której tam uczą, dla przyjemności burżuazyi. A wszystko to zanurza się w wrodzonej łatwowierności pendzla, o! tej obmierzłej łatwości palców, które równie dobrze rzeźbiłyby kokosowe orzechy, tej naginającej się zręczności niewymuszonej, figlarnej, która daje powodzenie a która winnaby być karaną galerami, słyszysz!