swego talentu, majątek twój jest zapewniony, ja to biorę na siebie. I odjeżdża, zabiera obraz w swej karecie, obwozi go po swoich klientach, amatorach, pośród których rozpuścił już wieść, że tylko co odkrył znakomitego, niezwykłego malarza. Jeden z nich wreszcie nabiera ochoty i pyta o cenę. — Pięć tysięcy. — Jakto! pięć tysięcy! obraz nieznanego jeszcze człowieka, żartujesz pan sobie ze mnie! — Słuchaj pan, zaproponuję panu interes; sprzedam panu za pięć tysięcy i podpiszę panu zobowiązanie, że za rok, jeżeli przestanie się on podobać panu, odbiorę go za cenę sześciu tysięcy franków. Od razu amatora bierze ochota do kupna, bo cóż tu ryzykuje? dobry interes w gruncie rzeczy i kupuje. Wtedy Naudet nie traci czasu, umieszcza w ten sposób siedm lub ośm obrazów w ciągu roku; próżność łączy się do nadziei zysku, ceny idą w górę, robi się stronnictwo, tak że kiedy powraca do swego amatora po roku, ten nietylko nie zwraca mu obrazu, ale kupuje drugi za ośm już tysięcy tym razem. I wciąż tak postępuje ta „haussa“; malarstwo staje się podejrzanym terenem, czemś w rodzaju min złota na wzgórzach Montmartre, pusowanem przez bankierów, w około których biją się ludzie razami banknotów!
Klaudyusz oburzał się, Jory zachwycał obrazem, kiedy zapukano do drzwi. Bongrand, który poszedł otworzyć, powitał przybyłego wykrzykiem:
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/322
Ta strona została przepisana.