Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/324

Ta strona została przepisana.

cik... Wszystko, co pan zechcesz, gotówem go pokryć złotem.
Widać było, jak plecy Bongranda drżały, jak każdy wymówiony frazes irytuje go coraz więcej. Przerwał mu szorstko.
— Zapóżo, już sprzedany.
— Sprzedany, mój Boże! I pan nie możesz zwolnić się z tego zobowiązania?... Powiedzże mi pan przynajmniej komu, zrobię wszystko, co będzie w mej mocy, dam, ile zechcą... A! jakaż to okropna przykrość dla mnie! sprzedany, czyś pan tego pewien już? A gdyby ofiarowano panu podwójną cenę?
— Ależ sprzedane już, Naudet i na tem dosyć!
Kupiec przecież wciąż jeszcze wywodził swoje lamenta. Pozostał kilka minut jeszcze, unosił się przed innemi studyami, obszedł dokoła pracownię, przepatrując ją bystremi spojrzeniami tandeciarza, poszukującego dla siebie zysku. Skoro zrozumiał zaś, że pora była źle wybraną i że nie uda mu się nic ztąd zabrać, odszedł, kłaniając się z pełną wdzięczności miną, wciąż jeszcze wyrażając uwielbienie swe aż w sieni jeszcze.
Jak tylko odszedł, Jory, który słuchał całej rozmowy ze zdziwieniem, pozwolił sobie jednego pytania:
— Ależ pan nam powiedziałeś, zdaje mi się, te to niesprzedane jeszcze, nieprawdaż?
Bongrand, nie odpowiedziawszy zaraz na pytanie, powrócił przed swój obraz. Potem zawo-