Henryka w tej chwili otwarła drzwi na oścież i oznajmiła sama, że obiad na stole. Nie miała już teraz kucharskiego fartucha, podawała rękę przybyłym i zamieniała wesoło uściśnienia dłoni z serdecznością gospodyni domu.
— Do stołu! do stołu! już wpół do ósmej, zupa nie czeka.
Jory zrobił uwagę, że Fagerolles dał mu słowo, iż przyjdzie, czyby nie było dobrze poczekać trochę na niego; ale i słuchać o tem nie chciano; śmiesznym się stawał ten Fagerolles ze swojem pozowaniem na młodego mistrza zarzuconego pracami!
Salka jadalna, dokąd przeszli, była tak małą, że chcąc tam wstawić fortepian, trzeba było przebić rodzaj alkowy do ciemnego gabineciku, służącego za spiżarnię. Jednakże w dni zebrań dało się tam pomieścić z dzięsięć osób dokoła okrągłego stołu, pod warunkiem wszakże, że zastawiono kredens tak, iż służąca nie mogła dojść tam po jaki brakujący talerz. Zresztą sama pani domu posługiwała gościom; a gospodarz siadał naprzeciw niej, tuż przy zatarasowanym kredensie, aby podać czegoby ztamtąd było potrzeba.
— Franciszko! — zawołała. — Podaj mi grzanki, stoją tam na blasze kuchni, na półmisku.
A kiedy dziewczyna przyniosła jej grzanki, będące właśnie owym południowców przysmakiem, kładła je po dwie na talerz, potem nalewała na to rosół, kiedy drzwi się otwarły.
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/332
Ta strona została przepisana.