cy Enfer... Jakież ja wam tam kazałem zjadać obrzydliwości!
Po zupie ukazała się potrawka z zająca; a drób pieczony z sałatą zakończył obiad. Ale długo siedziano jeszcze przy stole, deser wlókł się, jakkolwiek rozmowa pozbawiona była dawnej gorączki i gwałtownych wybuchów; każdy mówił o sobie, w końcu milknął, widząc, że nikt go nie słucha. Kiedy jednak podano ser a przy nim zakosztowano burgundzkiego wina, nieco cierpkiego, którego beczkę odważyli się sprowadzić gospodarstwo na rachunek praw autorskich pierwszej powieści, podniosły się głosy i towarzystwo się ożywiło.
— A więc zrobiłeś układ z Naudetem? pytał Mahoudeau, którego koścista twarz głodomora zapadła jeszcze więcej. — Czy to prawda, że ci zapewnia pięćdziesiąt tysięcy franków na pierwszy rok?
Fagerolles odpowiedział półgębkiem.
— Tak, pięćdziesiąt tysięcy... Ale układ nie zawarty jeszcze, namyślam się, bo to przykre tak się oddawać w zastaw. Nie mogę się jakoś zdecydować!
— Do licha! — mruknął rzeźbiarz — toś ty wybredny. Ja za dwadzieścia franków dziennie podpisałbym wszystko, czegoby odemnie żądano!...
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/336
Ta strona została przepisana.