Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/338

Ta strona została przepisana.

— A! o nim piszą artykuły! — westchnął Mahoudeau.
Fagerolles machnął ręką lekceważąco; ale uśmiechał się z tajoną pogardą z tych biedaków, tak niezręcznych, którzy jak głupcy upornie idą na przebój, kiedy tak łatwo jest zdobyć sobie tłumy. Alboż jemu nie wystarczyło zerwać z nimi, obrabowawszy ich poprzednio? On zbierał zyski z całej tej nienawiści, jaką ich otaczano, zasypywano pochwałami jego obrazy złagodzone, aby ostatecznie tem dobić ich uporczywie gwałtowne „dzieła“.
— A ty, czyś czytał ten artykuł Verniera? — spytał Jory Gagnièra. — Nieprawdaż, że on powiada to, co ja mówiłem?
Od chwili już Gagnière pogrążał się całkowicie w kontemplacyi czerwonego refleksu, który padając od jego kieliszka z winem, plamił obrus czerwoną smugą światła. Drgnął.
— Co, jak! artykuł Verniera?
— Tak, wreszcie wszystkie te artykuły, które ukazują się o Fagerollu.
Zdumiony odwrócił się ku niemu.
— Patrzcie! to o tobie piszą artykuły... Ja nie wiem nic o tem i nie widziałem ich nigdy... A! o tobie piszą artykuły osobne! dla czegóż to?
Szalony śmiech powstał, Fagerolles sam także śmiał się, ale widocznem było, że z przymusem, że przypuszczał w tem żart jakiś złośliwy. Ale Gagnière mówił to w najlepszej wierze. Cóż się