Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/339

Ta strona została przepisana.

stało z sumieniem, jeśli malarz tak powierzchowny może się cieszyć powodzeniem?
Ta wesołość hałaśliwa rozgrzała koniec obiadu. Nikt już nie jadł, tylko gospodyni domu usiłowała nakłaniać jeszcze do jedzenia.
— Mój drogi, uważajże — powtarzała wciąż do Sandoza, nadzwyczaj wzburzonego pośród tej wrzawy. — Wyciągnij tam rękę, biszkopty stoją na kredensie.
Ale wszyscy zaprotestowali głośno i powstano od stołu. Ponieważ resztę wieczoru spędzano dokoła tego stołu przy herbacie, wszyscy stojąc rozmawiali dalej, oparci o ściany przez ten czas, kiedy służąca zdejmowała nakrycie. Gospodarstwo dopomagali. Ona stawiała solniczki do szuflady, on pomagał składać obrus:
— Możecie teraz palić — mówiła Henryka. — Wiecie, że mnie nie szkodzi to bynajmniej.
Fagerolles, który zaciągnął był Klaudyusza we framugę okna, podał mu cygaro, ale ten nie przyjął go.
— Ah! to prawda, że ty nie palisz,.. A, muszę koniecznie przyść zobaczyć co też przywiozłeś z sobą. Co? zapewnie masę zajmujących rzeczy. Ty wiesz przecie, co ja sądzę o twoim talencie. Tyś z nas najsilniejszy.
Okazywał się nadzwyczaj pokornym w obec niego, szczerze nawet w gruncie, dawne bowiem wracało napowrót uwielbienie, jakiem zaznaczyło się w jego umyśle to piętno geniuszu drugie-