Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/343

Ta strona została przepisana.

Henryka powróciła — a kiedy oczy Sandoza pobiegły ku niej i spotkały się z jej wzrokiem, uśmiechnęła się tym samym uśmiechem serdecznym, czułym a dyskretnym, który on sam niegdyś miewał na ustach, ilekroć powracał od matki. Potem przywołała ich wszystkich, zasiedli znów do stołu, kiedy tymczasem ona przyrządzała herbatę i rozlewała ją w filiżanki. Ale wieczór czegoś osmutniał, naszło ich ociężenie, zmęczenie jakieś. Daremnie przywołano Bertranda, wielkiego psa, który pod wpływem cukru, dopuszczał się różnych nikczemności a potem poszedł położyć się pod piec, gdzie chrapał jak człowiek.
Od chwili owej dyskusyi o Fagerollu zapanowała jakaś cisza i rodzaj znudzenia i rozdrażnienia kładł się wraz z gęstym dymem fajek. Gagnière nawet opuścił stół i siadł do fortepianu, kalecząc z cicha frazy Wagnera, stwardniałemi palcami dyletanta, który uczy się pierwszych gam w trzydziestym roku życia.
Około jedenastej, Dubuche przybyły wreszcie, do reszty zmroził zebranie. Wymknął się z jakiegoś balu, pragnąc spełnić względem dawnych swych kolegów to, co uważał za ostatni jakiś obowiązek; a frak jego, krawat, twarz wielka, blada, wyrażały równocześnie nieprzyjemność, jaką mu to sprawiało że tu przyszedł, wielką wagę, jaką przywiązywał do tego poświęcenia i obawę jakiej doznawał, aby nie skompromito-