wdziwa osobistości, wyrażonych wreszcie, orkiestra żyjąca osobnem życiem dramatu; a jakież podeptacie wszystkiego co konwencyonalne, wszystkich niedorzecznych formułek! jakie rewolucyjne wyzwolenie do nieskończoności!...
Uwertura Tannhäusera, ah! to wspaniałe, boskie alleluja nowego wieku: naprzód śpiew pielgrzymów, motyw religijny, spokojny, głęboki o powolnych uderzeniach serca; potem głosy syren, co go zgłuszają zwolna, po trochu, rozkosze Afrodyty, pełne denerwujących pieszczot, upajających niemocy, coraz to wyższych i potężniejszych, bezmiernych; a niebawem temat święty, powracający stopniowo niby niezmierna aspiracya do przestrzeni, który ogarnia wszystkie tony i stapia je w najwyższą harmonię, aby je unieść na skrzydłach tryumfalnego hymnu!
— Zamykam, panie — powtórzył garson.
Klaudyusz nie słuchał już, pogrążony również w swej namiętności, szybko dokończył kufelka i rzekł bardzo głośno:
— Słuchaj! mój stary, zamykają!...
Wtedy drgnął Gagnière jak zbudzony se snu. Wyraz zachwycenia na jego twarzy ustąpił miejsca bolesnemu jakiemuś kurczowi i drżał cały, jak gdyby spadał z jakiejś gwiazdy. Chciwie wypił piwo, przed nim stojące, potem na trotuarze uścisnąwszy rękę swego towarzysza w milczeniu oddalił się i znikł w głębi ciemności.
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/350
Ta strona została przepisana.