dowoli w zupełności nareszcie, gdzie oczy jego i ręce rozwiązane zostaną nakoniec z okropnej niemocy tworzenia.
Stałym jakimś u niego objawem była ta potrzeba tworzenia, wyprzedzająca rękę, nie pracował nigdy nad jednem płótnem, nie powziąwszy pomysłu do następnego. Zawsze parł go pospiech wykończenia co prędzej, uwolnienia się od rozpoczętej pracy, która męczyła go okropnie; ta z pewnością nic jeszcze nie będzie warta, porobił w niej fatalne ustępstwa, oszustwa, był w niezgodzie z artystycznem swem sumieniem; ale to, do czego zabierze się następnie, a! to co zrobi, widział je naprzód już wspaniałem, bohaterskiem i nietykalnem, bez skazy i niedającem się obalić! Wiekuisty miraż, który jest bodźcem odwagi potępieńców sztuki, kłamstwo łaskawe i pobożne, bez którego niepodobieństwem by było pracować tym wszystkim, co umierają z tego, że życia dać nie mogą!
I po za tą walką, bezustannie się odradzającą z sobą samym, materyalne trudności gromadziły się również. Nie dośćże było niemódz wydobyć tego co człowiek ma w piersi? Trzebaż prócz tego jeszcze staczać bój z zewnętrznemi okolicznościami! Jakkolwiek nie chciał się do tego przyznać, malowanie z natury na otwartem powietrzu stawało się niemożliwem, skoro tylko płótno przechodziło pewne rozmiary. Jakim sposobem rozkładać się na ulicy pośród tłumów? jakim spo-
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/361
Ta strona została przepisana.