Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/374

Ta strona została przepisana.

Jego, za jej dotknięciem, przeszedł dreszcz, jak zbudzonego ze snu człowieka. Potem odwróciwszy głowę i ostatniem widok cały ogarniając spojrzeniem!
— A! mój Boże! — wyszeptał — ah! mój Boże! jakież to piękne!
Pozwolił się uprowadzić ale przez cały wieczór, przy stole, przed piecem następnie i aż do położenia się pozostał roztargniony i tak zajęty, że nie wymówił czterech zdań i że żona nie mogąc wydobyć zeń odpowiedzi, umilkła w końcu również. Poglądała na niego zatrwożona, czyżby to był początek jakiejś ciężkiej choroby, czy może zaziębił się stojąc tak długo na moście? Oczy jego zamglone, utkwione były w próżnię, twarz paliła się purpurowym rumieńcem wewnętrznego wysiłku, rzekłbyś głucha praca kiełkowania, istoty jakiejś co się w nim rodziła, ta egzaltacya i to mdlenie, które znają dobrze kobiety. Naprzód to wyłaniało się z trudem, zmącone, niejasne, zagmatwane tysiącem węzłów; potem zdało się, wszystko poczęło się rozplątywać zwolna, przestał kręcić się i wywracać wciąż w łóżku i zasnął snem wielkiego zmęczenia.
Nazajutrz, skoro tylko zjadł śniadanie, wybiegł z domu. I przebyła dzień okropnie bolesny, bo jeśli uspokoiła się nieco słysząc jak wstawał gwiżdżąc piosnki Południa, miała inną troskę, którą ukrywała przed nim z obawy, aby go nie przygnębić więcej jeszcze. Tego dnia po