Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/385

Ta strona została przepisana.

To wystarczy. Kwestya świadków wprawiła ich w kłopot na chwilę. Ponieważ ona nie znała absolutnie nikogo, dał jej dwu swoich przyjaciół: Sandoza i Mahoudeau; naprzód w miejsce tego ostatniego myślał o Dubuchu; tylko nie widywał go już teraz i lękał się, że go tem skompromituje. Dla siebie wybrał Jory’ego i Gagnièra. Rzecz pozostałaby takim sposobem między kolegami, nikt nie będzie mówił o niej.
Tymczasem mijały tygodnie, był już grudzień i zimno było okropnie. W wilię dnia ślubu, jakkolwiek pozostawało im tylko trzydzieści pięć franków wszystkiego zaledwie, powiedzieli sobie, że nie podobna przecież rozstać się ze świadkami prostem uściśnieniem ręki, ona zaś chciała uniknąć wielkiego ambarasu w domu i dlatego postanowiła ofiarować im śniadanie w małej restauracyjce na bulwarze Clichy. Potem każdy powróci do siebie.
Rano, kiedy Krystyna przyszywała białą koronkę u szyi do popielatej wełnianej sukienki, gdyż miała tyle jeszcze kokieteryi, że sobie uszyła na ten obrządek, Klaudyusz, już zupełnie ubrany, przestępując z nogi na nogę, znudzony oczekiwaniem, powziął myśl pójścia po rzeźbiarza, pod pretekstem, że ten zuch gotów jest zapomieć do szczętu o umówionej schadzce. Od jesieni już Mahoudeau zamieszkiwał na Montmartre, w małej pracowni przy ulicy Tilleuls, na skutek całego szeregu dramatów, które zamą-