Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/391

Ta strona została przepisana.

I wiesz, że to będzie mieć wielkie powodzenie. Tak, to pewna, to będzie się podobać bardzo.
Mahoudeau, którego podobne pochwały byłyby zmięszały dawniej, teraz zdawał się być zachwyconym. Wytłumaczył, że chciałby podbić publiczność, wziąć ją przebojem, nie porzucając przecież nic ze swych przekonań.
— A! do licha! sprawia mi to ulgę, że ci się podobała, bo byłbym ją zniweczył, gdybyś ty mi powiedział, że ją zniszczyć trzeba, słowo honoru!.. Jeszcze tylko dwa tygodnie pracy a sprzedam moją skórę temu, co ją kupić zechce aby opłacić odlew... Powiedz, to będzie pyszny Salon. Może medal
Śmiał się, kręcił po pracowni i przerywając sobie nagle:
— Skoro nam nie pilno, siadajże... Czekam, żeby mi płótna rozmarzły całkowicie.
Piec poczynał już czerwienieć, robiło się bardzo gorąco. I posąg ustawiony bardzo blisko zdał się ożywiać, pod tym powiewem ciepła, co go ogarniał, przemykając się wzdłuż całego grzbietu, od łydek aż po kark. Oni obadwaj zaś, siedząc teraz, przypatrywali się „Kąpiącej“ jej twarzy, prowadząc z nią rozmowę, rozbierając szczegóły, zatrzymując się na każdym członku jej ciała. Rzeźbiarz zwłaszcza podniecony był, rozradowany, pieścił ją zdala okiem, giestem. Hę? co? ten brzuch, a to ładne wygięcie w pasie, które sprawiało wydatność lewego biodra.