Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/415

Ta strona została przepisana.

ciała, do ud rozrosłych, pełnych piersi, których odtwarzanie paliło go zawsze.
Pod naciskiem argumentacyi przyjaciela przecież, udał, że został przekonanym.
— No, dobrze! zobaczę, ubiorę ją później, tę moją kobietę, skoro cię razi... Ale tymczasem zrobię ją tak jak jest teraz. Co? pojmiesz, że to mnie bawi.
I nigdy nie wrócił już do tego przedmiotu, wzruszeniem ramion i uśmiechem przyjmując podziw wszystkich zdumionych widokiem tej Afrodyty zrodzonej z pian Sekwany i tryumfalnej, pośród omnibusów, wybrzeży i tragarzy portu Św. Mikołaja.
Poczynała się wiosna i Klaudyusz zamierzał zabrać się napowrót do swego wielkiego obrazu, kiedy nagła decyzya, powzięta w chwili zastanowienia, zmieniła zupełnie życie młodego małżeństwa. Czasami Krystynę niepokoiło to tak szybkie wydawanie pieniędzy, przejmowało ją obawą bezustanne czerpanie z kapitału. Nie liczyli się zupełnie z groszem, odkąd źródło wydawało im się niewyczerpanem. Następnie, po latach czterech, przerazili się niezmiernie, kiedy pewnego pięknego poranku, zażądawszy zdania rachunków, przekonali się, że z dwudziestu tysięcy franków pozostało im trzy zaledwie. Co prędzej przerzucili się w istną reakcyę oszczędności niesłychanej; oszczędzając grosz każdy na