chlebie nawet, projektując sobie ograniczyć nawet najniezbędniejsze potrzeby i tym to sposobem w tym pierwszym porywie ofiarności porzucili mieszkanie przy ulicy Douai. Bo i po co wynajmować dwa mieszkania? Toż miejsca dość jest w dawnej suszarni na ulicy Tourlaąue, by tam żyć we troje. Ale zainstalowanie się tam niemniej przeto przedstawiało sporo trudności, ta szopa bowiem piętnastu metrów długości a dziesięciu szerokości bądź co bądź dawała im tylko jeden jedyny pokój; istny szałas cygański, w którym wszystko razem odbywać się musi. Trzeba było, aby sam malarz, wobec niezadowolenia gospodarza, oddzielił ją w jednym końcu własnym kosztem przepierzeniem z desek, po za którem urządził kuchnię i sypialnię. I pomieszczenie to zachwycało ich mimo szpar w dachu, którędy wdzierał się wiatr i hulał sobie swobodnie: w dnie wielkich burz i deszczów trzeba było podstawiać miski pod zbyt szerokie szczeliny. Coś dziwnie ponurego było w tej pustce, w której błąkało się ubogie ich umeblowanie, porozstawiane wzdłuż ścian nagich. Mimo te wszystkie niedostatki dumni byli z tego, że pomieszczeni są tak dostatnio, tak swobodnie, że mają tyle przestrzeni, powiadali przyjaciołom, że to obszerne mieszkanie wyjdzie na zdrowie chłopcu, który przynajmniej teraz będzie miał gdzie pobiegać. Biedny ten ich chłopczyna, mimo że skończył już dziewięć lat nie rósł jakoś bardzo;
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/416
Ta strona została przepisana.