Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/417

Ta strona została przepisana.

jedna tylko głowa rozrastała się coraz bardziej, niepodobieństwem było posyłać go dłużej nad tydzień w jednym ciągu do szkoły, zkąd powracał ogłupiały, chory z tego, że usiłował się uczyć; to też najczęściej żył pośród nich, włócząc się z kąta w kąt tylko.
Tym to sposobem Krystyna, która od dawna już żyła zdała od pracy codziennej męża, na nowo wróciła w to ciągłe bezustanne z nim zetknięcie. Pomagała mu po dawnemu wyskrobywać i czyścić stare płótna, dawała mu rady, by je przytwierdzić mocniej do ściany. Przekonali się wszakże o nowej stracie: drabinka ruchoma popsuła się, skutkiem wilgoci dachu, i z obawy spadnięcia z niej, trzeba mu było wzmocnić ją poprzecznym drągiem, czego dokonał też przy jej pomocy. I po raz drugi wszystko znów było gotowe. Patrzała jak umieszczał znowu w pokratkowaniu szkic pierwotny, stojąc po za nim, nieraz upadająca ze zmęczenia; wówczas kiedy już niepodobieństwem było jej utrzymać się na nogach, siadała na ziemi i tak przykucnąwszy, przypatrywała się pracy jego całemi godzinami.
Ah! jakże pragnęłaby wydrzeć go temu malarstwu, co go jej zabrało! Dlatego to stawała się jego służebnicą, szczęśliwa jeszcze, że się może zniżyć do najcięższych posług. Odkąd napowrót wracała w jego zajęcia, odkąd znowu żyli wszystko troje tuż obok siebie: on, ona i ten obraz, w duszę jej powracała nadzieja. Jeśli