Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Adieu panu.
— Adieu pani.
I Krystyna nie podniósłszy już głowy, schodziła po trzeszczących stopniach istnej młynarskiej drabiny; Klaudyusz zaś szybko wszedł do siebie, zatrzasnął drzwi, mówiąc bardzo głośno:
— A! to kara boska te kobiety!
Wściekły był, zły na siebie, zły na wszystkich. Potrącając nogą po drodze każdy mebel napotykany, sprawiał sobie ulgę głośnem narzekaniem. Jakże miał słusznosć, że nie pozwalał tu żadnej z nich przychodzić! Te stworzenia zrobią tylko z człowieka osła. Ta naprzykład, któż mu zaręczy, że mimo swej niewinnej minki, nie zadrwiła sobie z niego obrzydliwie? A on był tak ograniczony, że uwierzył pierwszej lepszej baśni z tysiąca i jednej nocy; wszystkie wątpliwości poprzednie powracały teraz, nigdy nikt nie wmówi w niego ani owej wdowy po jenerale, ani wypadku na kolei, ani nadewszystko owego dorożkarza. Alboż zdarzały się podobne historye? Zresztą, ona miała takie usta, co to mówią wiele — i minę miała taką dziwną odchodząc. Jeszcze gdybyż rozumiał przynajmniej dlaczego kłamała! — ale nie, kłamstwa bez celu, bez korzyści. Niewytłomaczone — sztuka dla sztuki! A! teraz śmiała się tam z niego dobrze!
Gwałtownie odsunął parawan i popchnął go w kąt. Pewnież mu tam piękny zostawiła nieład! A kiedy przekonał się, że wszystko upo-