Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/427

Ta strona została przepisana.

Myślała, gdy złaził z drabiny, że przyjdzie ją pocałować. Z przyzwyczajenia, z resztek mężowskiej grzeczności, płacił jej przelotnym pocałunkiem za nudy posiedzenia. Ale cały swą pracą zajęty, zapomniał o niej; ukląkłszy na ziemi, począł natychmiast płukać swe pendzle w garnku pełnym szarego mydła. A ona czekała stojąca, spodziewając się jeszcze. Upłynęła minuta. Dziwił go ten cień nieruchomy; spojrzał więc na nią ciekawym wzrokiem, potem jął znowu pilnie trzeć swoje pendzle. Wtedy rękami drżącemi od pośpiechu poczęła się czemprędzej ubierać, w dręczącem zakłopotaniu wzgardzonej kobiety. Włożyła koszulę, zarzuciła spódnicę, spięła krzywo gorset swój, spiesząc się, jakby chciała uciec z pod hańby tej bezsilnej nagości, skazanej już na to, by się zestarzała pod bielizną. Czuła dla siebie ogromną pogardę i obrzydzenie, iż się zniżyła do tych sztuczek dziewki, której nikczemność cielesną pojmowała teraz, gdy się ujrzała zwyciężoną.
Ale od dnia następnego już Krystynie trzeba było stanąć nagą w mroźnem powietrzu pod jaskrawem, trzeźwem, brutalnem światłem pracowni. Nie byłoż to odtąd już jej rzemiosłem? Jakże odmówić teraz, kiedy to weszło już w zwyczaj? Nigdy, za nic nie byłaby chciała sprawić przykrości Klaudyuszowi i rozpoczynała każdodziennie na nowo ten pokaz swego ciała. On nie mówił już nawet nie o tem ciele płonącem