chowanie panien, które w przyszłości jako jedyny ratunek pozostawiało jej pójście w służbę, gdyby ich życie dalej miało pójść tymsamym torem. On, który dostał się na zęby drwiącego zeń Paryża, nie znajdował absolutnie pracy. Wystawa niezależna, na którą dał kilka płócien wraz z kolegami dobiła go ostatecznie wobec amatorów, tak bowiem publiczność śmiała się z tych obrazów popstrzonych wszystkiemi barwami tęczy. Wszyscy kupcy go odbiegli, jeden tylko pan Hue odbywał pielgrzymki na ulicę Tourlaque, stawał tam w ekstazie przed najbardziej ekscentrycznemi obrazami, rozpaczając, że ich nie może okryć złotem; daremnie malarz ofiarował mu je w darze, błagał go o ich przyjęcie, mieszczanin z niesłychaną delikatnością skąpił sobie na potrzebach życia, ażeby od czasu do czasu zebrać jakąś sumkę i wtedy unosił z czcią religijną jakieś najszaleńsze płótno, które zawieszał obok swych mistrzowskich obrazów. Był to wszakże dochód zbyt rzadki, Klaudyusz zmuszony był jąć się robót na handel, tak wstrętny dla niego, zrozpaczony, że musiał zejść do tej galerniczej pracy, której poprzysięgał nietykać nigdy i której niebyłby też dotknął, przenosząc nad nią z pewnością śmierć głodową, gdyby nie te dwie biedne istoty, które wraz z nim skazane były na powolne konanie.
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/437
Ta strona została przepisana.