Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/441

Ta strona została przepisana.

łe swym zbytkiem, przedewszystkiem zaś nadzwyczajnem wyrafinowaniem w rozkosznym komforcie; prawdziwa wielka alkowa zmysłowej kobiety, jedno wielkie łoże miłości, poczynające się od kobierców przysionka, a rozciągające aż do kapitelów ścian pokoi. Dziś, kiedy kosztowała tyle, oberża przynosiła przynajmniej więcej, bo płaciło się w niej za sławę materaców z purpury i noce były w niej drogie niesłychanie.
Wszedłszy z Klaudyuszem, Irma wydała polecenie, że drzwi jej zamknięte są dla wszystkich. Gotowa była podpalić choćby cały ten majątek, byle tylko zadowolnić swój kaprys. Kiedy przeszli razem do sali jadalnej, pan, kochanek, który płacił wówczas, chciał gwałtem przedostać się mimo wydany zakaz; ale odprawić go kazała, bardzo głośno, nie lękając się bynajmniej, że ją posłyszy. Potem u stołu wesołą była i śmiała się jak dziecko, jadła wszystko, co tylko było, ona, która nigdy nie bywała głodną i obejmowała malarza zachwyconem spojrzeniem, bawiła ją olbrzymia jego broda źle utrzymana, żakiet od pracy z poobrywanemi guzikami. On, jak we śnie, pozwalał z sobą robić wszystko, co kazała, jadł również z apetytem i chciwością wielkich kryzysów głodu. Obiad odbywał się w milczeniu, kamerdyner posługiwał z godnością wyniosłą.
— Ludwiku, zaniesiesz kawę i likiery do mego pokoju.