Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/450

Ta strona została przepisana.

Oburzona tą zniewagą, we łzach, pobiegła się ubrać. Ale ręce jej drżące niemogły dość prędko pochwycić ubrania, aby coprędzej się okryć. Jego przejął natychmiast wyrzut sumienia, zeszedł z drabiny, aby ją pocieszyć.
— Widzisz bo, zbłądziłem, jestem nędznikiem... Proszę cię, pozuj, pozuj jeszcze trochę, choćby dlatego tylko, żeby mi dowieść, że nie masz do mnie żalu.
I pochwycił ją nagą w ramiona, wydarł koszulę, którą przywdziała już do połowy. Ona zaś przebaczyła mu znowu, jak zawsze. Stanęła napowrót do pozy, cała drżąca jeszcze, tak że dreszcze bolesne wstrząsały jej członkami; po twarzy posągowo nieruchomej staczały się wielkie łzy nieme i spadały na piersi. Dziecko, a! z pewnością byłoby lepiej dla niego, żeby się nierodziło! Może to ono było przyczyną wszystkiego. Nie płakała już, usprawiedliwiała już ojca, a natomiast czuła głuchą złość jakąś do tej biednej istoty, dla której niezrodziło się w niej nigdy macierzyńskie uczucie, a którą nienawidziła teraz za to, że przez nią może utraciła miłość kochanka.
Jednakże Klaudyusz tym razem wykończył swój obraz, klął się, że bądź co bądź pośle go do Salonu. Nie schodził już z drabiny, czyścił tła aż do późnej nocy. Nakoniec zmęczony, wyczerpany, oświadczył, że nie tknie go więcej; a kiedy tego dnia około czwartej przyszedł go odwiedzić Sandoz, niezastał go w domu. Krysty-